środa, 5 grudnia 2012

3. Alabastrowe łzy

                 Dziewczyna biegła jakieś pół godziny główną ulicą. Nowe szpilki nie wyglądały już tak olśniewająco, a zazwyczaj starannie ułożone włosy poplątały się i zmoczyły deszczem. Jej fioletowe od zimna palce drżały, a dokładniej to cała drżała. Była przemoczona do suchej nitki, jej lewe kolano było zdarte, a jedwabne, drogie rajstopy pozaciągane. Przyjaciółka radziła jej, żeby nie szła sama. W tej okolicy roiło się od gangów, narkomanów i meneli. Samantha uznała, że w Nowym Jorku już nigdzie nie jest bezpiecznie i do przyjaciółki wybrała się sama. Właściwie to wracała z nieudanej randki z nowopoznanym kolegą na uniwersytecie. Studiowała resocjalizację. Zawsze pociągał ją ten kierunek, uwielbiała filmy kryminalne, poza tym zawsze uważała, że ma dużą siłę perswazji. Dzisiaj jednak cała jej wiedza, cała odwaga i opanowanie znikły. Pierwszy raz w życiu nie miała pojęcia co robić. Po "incydencie" chciała jak najszybciej odwiedzić Patrishię. Jak zwykle wszystko miała zaplanowane co do minuty. Miała zamiar jechać do przyjaciółki metrem, ale oczywiście przez niespodziewany obrót wydarzeń, musiała zmienić swoje plany i zrobić sobie mały spacer.
 - Sam? Co tak późno? Czekałam na ciebie jakieś dwie godziny. Umówiłyśmy się o ósmej! - Patrishia wyglądała na nieźle wkurzoną. Nie lubiła spóźnień, szczególnie gdy była czegoś ciekawa i nie mogła doczekać się spotkania. - Samochód cię potrącił? Wyglądasz strasznie. Dzwoniłam do ciebie, ale nie odbierałaś. Coś się stało? - wyraz jej twarzy szybko zamienił się ze zdenerwowania w zaskoczenie, może nawet strach. - Chodź do środka. Zrobić ci herbaty? Naprawdę wyglądasz okropnie. Mów co sobie zrobiłaś! Czeekaj... To on ci to zrobił? Wiedziałam, że jest jakiś podejrzany. Od początku wyglądał mi na takiego, co jak sobie coś postanowi, to łatwo nie odpuści. Do tego na pierwszy rzut oka wydaje się być na impulsywny i zbyt pewny siebie, wręcz brutalny i arogancki... Idiota. Mówiłam ci od początku. IDIOTA!!!
 - Trisch, uważaj bo się zapowietrzysz. - Joshua stał w drzwiach, jak zwykle idealnie ubrany, uczesany, w nienagannej pozie, z lekko zadziornym uśmieszkiem na twarzy.
 - Josh! Ona nic nie mówi! Sam... no powiedz coś. Wiesz, że nie lubię czekać! - Pat już krzyczała i lekko popychała w ramię dziewczynę, jednak ta pozostawała niewzruszona, nie odzywała się. Tylko przykucnęła na nogach i oparła się plecami o ścianę. Siedziała w ciszy. Po jej alabastrowych policzkach strumieniami płynęły łzy. Łzy, które sprawiały jej wiele bólu. Cierpiała ale nie była w stawie wydusić z siebie nawet jednego słowa. Jednego głupiego słowa, żeby opisać jak się teraz czuje.
 - Trisch! Nie widzisz, że dziewczyna musi odpocząć? Co się stało Sammy? - chłopak pogładził Samanthę po ramieniu. - Trischia, ona tu dzisiaj zostanie. Może spać na moim łóżku, ja prześpię się na podłodze, czy coś.
 - Nie... nie. W porządku... wpadłam na chwilę. Ja... zaraz sobie pójdę, tylko skorzystam z toalety. - dziewczyna wciąż drżała, a jej głos brzmiał prawie tak jak głos jej sąsiada z rakiem krtani.
 - Nie ma mowy! Zostajesz. A teraz jak już odzyskałaś mowę, to mów co się stało. - ton jej głosu był szorstki, ale jej oczy pozostały pełne współczucia i troski o przyjaciółkę. Po dwóch kubkach parującej herbaty z rumem Samancie rozwiązał się język. Opowiedziała wszystko, z bardzo drobnymi szczegółami.
[...]
 - A najgorsze jest to, że patrzysz w jego oczy, które są dla ciebie zupełnie obce oraz niesamowicie tajemnicze, a jednocześnie gorące i pełne czegoś, co za wszelką cenę chcesz poznać. - Sam po raz pierwszy dzisiaj się zaśmiała, ale nie był to szczery śmiech. Był to śmiech pusty i smutny. - To brzmi beznadziejnie głupio... A ja upiłam się paroma szklankami rumu. - zaśmiała się tym razem szczerze. Zawtórowali jej wdzięcznie słuchający przyjaciele. Wspomniała też o randce z Cameronem z uczelni. Zapomniał o spotkaniu i musiała na niego czekać jakieś pół godziny. W końcu gdy dotarł na miejsce, co chwilę mylił jej imię z Savannah, co samo w sobie jest idiotyzmem. Jedną z rzeczy, jakich nie tolerowała to bezczelność i zapominanie imion. Chłopak był nudny jak flaki z olejem, a rozmowa w ogóle się nie kleiła. Właściwie to ostatnio mało co "kleiło się" w życiu Sam...
Tej nocy spała niespokojnie. Zasnęła błyskawicznie, możliwe, że pomógł jej w tym alkohol, ale przez całą noc śniły jej się zielono-niebieskie oczy tak intensywnie wpatrujące się w jej twarz, nigdy nikt tak na nią nie patrzył. Nigdy nie widziała w niczyich oczach takiej żądzy, takiej brutalności, a zarazem takiego seksapilu, męskości, pewności siebie, która sprawiała, że cała wrzała ze wściekłości, a jednocześnie pragnęła, po prostu pożądała.

 

*          *            *

 

            Jefferson nie odezwał się, tylko spoważniał. Nie widział syna parę dobrych lat. Nie wyglądał dobrze, od śmierci matki z pewnością się zapuścił. Długo niestrzyżone włosy, zarost, brudne ciuchy. I ten zapach, smród alkoholu pomieszanego z papierosami i seksem. Matthew staczał się, możliwe, że w zawrotnym tempie.
 - Więc co tu robisz? Chyba nie wróciłeś?
 - Wróciłeś? To nie ja uciekłem. - uśmiechnął się gorzko.
 - Zawsze... przesadzasz. Czego chcesz... synu? - popatrzył badawczo w kiedyś znane mu oczy, a teraz pozbawione jakiegokolwiek wyrazu.
 - Potrzebuję pieniędzy.
 - Tak myślałem. Ostatnio tu byłeś jak wpakowałeś się w niezłe bagno. Na to ci te
pieniądze? - na twarzy ojca pojawiła się podejrzliwość.
 - To moja sprawa.
 - Twoja? Doprawdy? - spojrzał śmiało w oczy synowi. - To moje pieniądze. - uśmiechnął się gorzko.
 - Wiesz... zawsze byłeś skąpcem. - zmierzył go wzrokiem. - Nie chcesz mi pomóc to nie, czyli widzimy się ostatni raz. - odwrócił się na pięcie pewny tego, co zaraz się wydarzy.
 - Matt! Dam ci te pieniądze... - Jefferson wyciągnął portfel z czekami.
 - Czterdzieści tysięcy. - chłopak spojrzał ojcu prosto z bezczelnym uśmiechem.
 - Czte... że co?! Na co ci te pieniądze, smarkaczu?! - ojciec nie panował nad emocjami. Mattowi przypomniał się jego stary wizerunek. Od kiedy pamiętał, zawsze był  nerwowy i impulsywny. Zresztą ten temperament przeszedł z ojca na syna. Choć z daleka oboje zdawali się być przeciwnościami, z innych światów, to podchodząc bliżej można było stwierdzić, że są do siebie bardzo podobni. Tak samo gniewni, tak samo chciwi i za wszelką cenę stawiający na swoim. - W porządku. - uśmiechnął się zarozumiale. I wyciągnął długopis, wypisał okrągłą sumkę, i już miał podpisywać, kiedy niespodziewanie schował pisak do kieszeni. - Ale...
 - Wiedziałem, że to powiesz. Nigdy nie dajesz niczego tak poprostu, z dobroci serca? Yyy... czekaj, jakiego serca? - zaśmiał się pod nosem wciąż wpatrując się w ojca.
 - Przejdźmy do umowy.
 - Mów, co chcesz w zamian?
 -  To co zwykle. Czas żebyś się wziął za siebie. Jak ty wyglądasz? Nie tak cię...
 - Wychowałem? - Mattowi zadrgały nozdrza. Ojciec zostawił jego i matkę, gdy był jeszcze dzieckiem. Znalazł sobie nową chwilową miłość. Kilka razy prosił syna, żeby z nim zamieszkał, jak z matką było coraz gorzej. Ale ten nigdy nie zamierzał mu wybaczyć. Od tamtej pory liczył tylko na siebie.
 - Zamieszkasz ze mną. Daję ci miesiąc. Od jutra pracujesz w mojej firmie.
 - Nie będę twoją suką! Spadam stąd.
 - Matt... Nie wiem na co ci tak kasa, ale nie sądzę, by któryś z twoich kumpli był
milionerem. - Brunet strzepnął rękę ojca, którą ten położył mu na ramieniu. Wyszedł.
W jego oczach był wstręt, czysta nienawiść. Nienawidził ojca, za to co mu zrobił. Nie przyznawał się do wielu uczuć, ale lubił gniew, który wpędzał go w ekstazę. Tak, nic go tak nie kręciło jak gniew, strach, żądza...
Strach jest potrzebny, do pewnego stopnia jest wyznacznikiem naszej egzystencji i jeśli tylko nas nie sparaliżuje, to jest dobry. Pokazuje nam że żyjemy.
            Pił. Palił. Chciał przestać myśleć. Chciał się uwolnić od złych myśli, które zatruwały jego organizm. Papierosy i alkohol były lekarstwem, które zażywał bez recepty. Można powiedzieć, że był lekomanem.
Z zadumy wyrwał go wibrujący telefon w kieszeni. "Dan." Matt odrzucił połączenie.
Po chwili doszła wiadomość : "Cholera, Matt. Gadałeś z nim? Dzwoniłem. Wczoraj. Czemu nie odbierasz?! Jak będzie z tą forsą? Nic się tak nigdy nie liczyło. Tylko to. NIGDY. Daj znać".
Matt nienawidził tego uczucia, to tak jakby mu na kimś zależało. Ale nie, nie... Kiedyś kumpel pomógł mu, gdy najbardziej tego potrzebował. On tylko spłaci swój dług. Ośmieszy się, ale spłaci dług. To nie ma nic wspólnego z jakąś przyjaźnią, takie coś nie istnieje. W tym świecie nie ma już miejsca na takie rzeczy, w tym wszystkim liczą się tylko gniew, strach. Seks... Nic więcej.
Mężczyzna wyciągnął komórkę i jeszcze raz spojrzał na sms'a.
"Cholera".
 - Kasa za miesiąc. - odpisał pospiesznie i schował telefon do kieszeni. Położył gotówkę na ladzie i wyszedł z baru. W drzwiach zalała go fala zimnego wiatru, musiał przesiedzieć przy wódce dobrych kilka godzin. Wsiadł do samochodu i ruszył z piskiem opon prosto do domu ojca.
Zapukał głośno w drzwi, które po kilkunastu sekundach otworzyły się na oścież.
 - Zgoda. - i wszedł do środka.

 

*          *            *

 

"Każda żądza przez nas zdławiona rozpładza się w naszej duszy i zat­ru­wa ją." - Oscar Wilde

8 komentarzy:

  1. Wzruszyłam się, nie wiem czemu.. Pięknie piszesz. Czekam na następy post.

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny rozdział ;) Nie musisz mnie informować o nowych rozdziałach, bo i tak niekiedy tutaj wchodzę ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozdział fajny ;) Czekam na kolejny ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Wsystko jedfabiscie : )

    PS taka ruda pipa z tego ojca :<

    ____________________

    slodziaczek69

    OdpowiedzUsuń
  5. Bardzo mi się to podoba
    Blog genialny czekam na następne częsci
    Obserwujemy ? Ja już teraz ty
    http://loveit626.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. Ten blog jest cudowny,a Ty piszesz niesamowicie ... Tak pięknie <33 Strasznie mi się podoba fabuła .. Jestem ciekawa jak dalej potoczą się losy ojca Matt'a i jego samego. Czekam na nn z wielką niecierpliwościom ;*
    + Zapraszam do sb na nn:
    http://milosc-niejedno-ma-imie.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  7. http://milosc-niejedno-ma-imie.blogspot.com <-- Zapraszam :D No i przepraszam za spam :C

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy

Łączna liczba wyświetleń